Hermiona zamarła. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Pozycja, w której Ron
ich zastał była jednoznaczna. Mogła mu tłumaczyć, że wcale tego nie chciała, że
to nie tak jak on myśli, że to wszystko wina Malfoya. Wiedziała jednak, że on
jej nie uwierzy. W stosunku do Rona nie była taka. On nie mógł jej dotknąć, co
najwyżej przytulić – jak siostrę. Była zimna. Pocałunki również były krótkie i
nieczułe. Możliwe, że problem tkwił w tym, że gdzieś popełnili błąd w przejściu
z najlepszych przyjaciół do kochanków. Mechanizm, który miał zmieniać uczucia
‘nie zaskoczył’ poprawnie i ona wciąż traktowała go jak brata. Mimo wiedzy o
swoich uczuciach wobec Rona, Hermiona nie zważała na błędy popełniane w ich
związku i dalej w nim trwała. Twierdziła, że być może tak to po prostu musi
wyglądać, a ona jest zbyt zajęta, by okazywać komuś ciepło. Dopiero, gdy w
pobliżu niej pojawił się Malfoy, zrozumiała jaki ogień mężczyzna powinien w
kobiecie rozpalać.
- Ron, tonie tak! – wyjąkała z braku wymyślenia niczego mądrzejszego. Chłopak
niezwłocznie wyszedł trzaskając drzwiami. Hermiona była wściekła na to, co czuła
w tym momencie. A właściwie na to, że nie czuła nic. Nic poza ulgą.
Powinna się teraz rozpłakać, rzucić na Malfoya i krzyczeć, że zniszczył jej
związek. Potem wybiec za Ronem i błagać o wybaczenie, całując go i wyznając
swoją miłość. Hermiona jednak nie potrafiła siłą wymusić łez. Nawet jednej,
maleńkiej łezki. Jedynym co przyprawiało ją o żal był fakt, że Ron, cholera,
musiał przerywać ten moment.
W ciągu 2dni straciła wszystkich bliskich. Ron wściekły o Malfoya, a Harry
o to, co powiedziała matce jego dziecka. A czuła tylko ulgę.
- Nie powinnaś za nim pobiec i błagać o wybaczenie? – powiedział Malfoy
jakby czytał w jej myślach.
- Powinnam. – powiedziała cicho – Wynoś się stąd, już wystarczająco
namieszałeś.
Po tych słowach Malfoy rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie i wyszedł
zadowolony z siebie.
***
Była wiosna. Hermiona siedziała na błoniach i ręką delikatnie gładziła
mokrą od rosy trawę. Słońce świeciło wprost na jej twarz oświetlając piegaty
nieco nos. Jej delikatne loki nieudolnie prostował wiatr, co jakiś czas
przenosząc je na oczy dziewczyny, zasłaniając widok na zamek.
-Przepraszam. – usłyszała czyjś głos za sobą, od razu zorientowała się go
kogo należy. Hermiona milczała. – Zachowałem się jak dupek.
- Zachowałeś się jak TY, to nic specjalnego. Zdążyłam się przyzwyczaić. –
odburknęła, próbowała mówić tak, by jej głos wydawał się obojętny. W rezultacie
drżał on nerwowo.
- Przyzwyczaić? Jakoś wcześniej gdy
nazywałem Cię szlamą nie dawałaś mi w twarz i nie ryczałaś. – powiedział z
kpiną.
- Nie ryczałam. Po prostu przez chwilę, myślałam, że naprawdę... –
zapędziła się. Wczas jednak przerwała.
- Naprawdę się zmieniłem. I ty o tym wiesz. – powiedział stanowczo
- Wiem tylko, że nadal jesteś tym samych chamem co wcześniej, Ty się nigdy
nie zmienisz Malfoy! – krzyknęła i chciała wstawać, on jednak chwycił ją za nadgarstek
i przytrzymał.
- Nie mów tak! – wrzasnął groźnie.
- Bo co? Naślesz na mnie swoich przyjaciół śmierciożerców i powiedz im, by
mnie zabili, bo sam nie będziesz miał tyle odwagi? – krzyczała. Chłopak
naprawdę się wkurzył. Popchnął dziewczynę na najbliższe drzewo i unieruchomił
ją.
- To nie są moi przyjaciele! Już nie. – wyszeptał jej do ucha.
- To znaczy, że odszedłeś od… – próbowała zrozumieć.
- Tak. – powiedział i skinął głową. Odszedł.
***
Hermiona siedziała w swoim domu i rozkoszowała się przyrządzoną wcześniej
kawą. Nazajutrz miała odbyć się rozprawa. Postanowiła zadzwonić do Malfoya i zaproponować
mu spotkanie, by ustalić fakty.
Po godzinie usłyszała dzwonek do drzwi.
- Witaj. – wpuściła go do środka – Napijesz się kawy?
- Kobieta, której wczoraj rozwaliłem życie proponuje mi kawę? – zapytał
drwiąco.
- Rozwaliłeś przyjaźń, nie życie. A to duża różnica. – powiedziała
zasmucona. Zniknęła na parę minut do kuchni po czym wróciła z kawą.
- Nie spodziewałbym się, po Hermionie Granger takiego bałaganu. – zakpił.
- Dużo pracuje, tutaj tylko śpię, porządek jest dla mnie sprawą nieistotną.
– odpowiedziała – Porozmawiajmy o twoim oskarżeniu.
- Dobrze. Masz już jakiś plan, w końcu jutro rozprawa… – zainteresował się.
- Tak. Nie mają na Ciebie żadnych istotnych dowodów. Nie zabiłeś
Dumbledora, a to znaczy, że nie jesteś zdolny do zabicia człowieka. Za używanie
zaklęć zakazanych możesz dostać co najwyżej wyrok w zawieszeniu. Możemy również
wspomnieć o tym, że… -tłumaczyła zawzięcie.
- Ej, hola, hola. Nie rób ze mnie tchórza Granger. Każdy wie, że jestem
zdolny do…
- Kiedyś powiedziałeś mi, że nie jesteś mordercą. – powiedziała patrząc
prosto w jego oczy. – Mimo, że potem okazałeś się dupkiem. Pozwól mi w to
uwierzyć też teraz, bo inaczej nie będę wstanie Cię bronić.
Zapadła między nimi cisza. Patrzyli sobie zawzięcie w oczy. Malfoy nagle położył
prawą dłoń na kolanie Hermiony. Zniżył się lekko i będąc parę centymetrów od
ust dziewczyny wyszeptał:
- Kiedyś też nie zrobiłem tego co powinienem. Teraz naprawię swój błąd.
Jego usta delikatnie dotknęły warg kobiety. Mięśnie twarzy Hermiony
leciutko drgnęły. Była kompletnie zaskoczona zaistniałą sytuacją. Podobało jej
się to. Draco był tak delikatny. Oddała pocałunek. Coraz szybciej masował jej
usta swoimi. Ich oddechy stawały się coraz szybsze. Po chwili jednak dziewczyna odsunęła się i gdy
nabrała oddechu odepchnęła chłopaka od siebie. Ten bez słowa wstał, zabrał
płaszcz, w którym przyszedł i opuścił mieszkanie dziewczyny.
Hermiona siedziała oniemiała na kanapie w w swoim mieszkaniu zastanawiając
się nad zmianami dokonanymi w jej życiu w ciągu ostatnich kilku dni. Wszystko
odwróciło się o 360 stopni. Nie rozumiała dlaczego Malfoy ją pocałował ale
bardziej zastanawiało ją dlaczego jej się to podobało. Czuła się jakby pierwszy
raz całowała się z facetem. I prawdą jest to, że to był jej pierwszy PRAWDZIWY
pocałunek. Taki, w który zaangażowała się i ona.
Wieczorem postanowiła pojechać do Ginny i z nią poważnie porozmawiać.
Wiedziała, że ona nie będzie chciała jej wysłuchać, postanowiła jednak
spróbować. W końcu została teraz sama i tęskniła za rozmową z kimkolwiek. To
nie jest tak, że nie lubiła Ginny. Po prostu nie ufała kobietom. Zawsze
przyjaźniła się z facetami. Pogodzenie się z Ginny było niezbędne do odzyskania
zaufania Harrego, jej najlepszego przyjaciela. Sytuacje komplikował fakt, że
zdradziła Rona. To wszystko było niesamowicie pokręcone.
Po zmaganiach z ulewą dotarła przemoczona do drzwi Nory. Zapukała. Drzwi
otworzyła jej Gin.
- Ginny, chciałam porozmawiać, proszę, wpuść mnie. – powiedziała Hermiona
widząc naburmuszoną kobietę.
- Wejdź.
Hermiona weszła do miejsca, które przyprawiało ją o wiele wspomnień z
czasów szkolnych. Tutaj zawsze uzyskiwała ciepło, którego brakowało jej w rodzinnym domu. Rodzice Ginny i Rona zginęli
podczas wojny, ale w domu nadal pachniało wypiekami i czuło się ciepło pani
Weasley.
- Jest… Ron? – zapytała nieśmiało Hermiona.
- Nie, jest w pracy, nie musisz się obawiać – odpowiedziała uspokajająco.
- A więc powiedział wam…- Hermiona spuściła wzrok
- Tak. – odpowiedziała stanowczo Ginny
- To nie była moja wina, tam nic się nie wydarzyło, wiesz jaki jest Malfoy…
– tłumaczyła się.
- Nieważne. Ron jest moim bratem i w jakiś sposób go kocham, ale wiem, że
nie byliście ze sobą szczęśliwi. Może dobrze się stało? – dziewczyna zaskoczyła
Hermionę.
- Przepraszam, za to co powiedziałam w restauracji. Nie myślę tak wcale.
Chciałabym mieć dzieci. Może nie teraz, ale kiedyś na pewno. Chodzi o to, że
nie…
- Nie z Ronem? – przerwała jej Gin.
- … tak.
- Rozumiem Cię. Właściwie już nie jestem na Ciebie zła. Jesteśmy zupełnie
inne. Ja marzę o dzieciach, ty o karierze. Rozumiem twoje cele, ale Ty też
powinnaś rozumieć moje.
- Rozumiem, naprawdę. Cieszę się, że to sobie wyjaśniłyśmy. –odetchnęła z
ulgą Hermiona.
- Ja też – uśmiechnęła się Ginny – A teraz powiedz mi co z tym
przystojniakiem, hm? – zapytała ciekawsko.
- Jakim przystojniakiem? – zdenerwowała się - Chyba nie mówisz o Malfoyu?
Po prostu prowadzę jego sprawę, a on nic się nie zmienił. Dalej przeleciałby
wszystko co się rusza. – tłumaczyła się zawzięcie.
- Dobra, dobra. Napijesz się czegoś?
Przez następne 2 godziny siedziały i plotkowały tak jak nigdy. Co jakiś
czas słuchać było śmiech obu kobiet. Hermiona dawno z nikim tak nie rozmawiała.
Nazajutrz Hermionę obudził dzwonek do drzwi. Wstała w kusej koszuli i
podeszła zaspana do drzwi.
- Malfoy, co ty tu robisz o tak wczesnej godzinie? –zapytała rumieniąc się
i zakrywając kocem. Mimo braku makijażu i rozczochranych włosów wyglądała
niezwykle uroczo.
- Kotku, jest 12. Za godzinę jest rozprawa. Przyjechałem po Ciebie, ale
widzę, że ty jeszcze nie gotowa – jego słowa bardzo zdziwiły Hermionę. Wczoraj
zasiedziała się u Ginny i gdy wracała zapomniała nastawić budzik. Zaspała.
- Cholera! Poczekaj, za 5 minut będę gotowa – powiedziała nerwowo i zaczęła
biegać po mieszkaniu w poszukiwaniu ubrań.
- Spokojnie Granger, mamy całą godzinę. Dojazd zajmie nam jakieś 25 minut,
resztę czasu możemy spożytkować na przyjemności… – powiedział lekko
zachrypniętym głosem opierając się o futrynę drzwi sypialni Hermiony.
- A idź Ty… zboczeńcu! – krzyknęła rzucając w niego jakąś sukienkę, którą
akurat miała pod ręką.
15 minut później była już gotowa. Malfoy musiał przed sobą przyznać, że
wyglądała bardzo pociągająco.
Za piętnaście pierwsza dwójka młodych ludzi stała na długim, szarym
korytarzu w sądzie. Blond włosy mężczyzna opierał się o chłodną ścian trzymając
dłonie w spodniach od garnituru. Co chwile nerwowo postukiwał czarnym wypolerowanym
butem. Kobieta naprzeciw niego miała na sobie czarną, kusą sukienkę, do tego
lakierowane szpilki. Jej usta zdobiła krwistoczerwona szminka. W prawej ręce
trzymała prawniczą togę tylko po to, by zaraz ją założyć. W lewej teczkę z
papierami, która niefortunnie upadła na ziemię rozsypując się na szerokość dość
wąskiego korytarza. Malfoy widząc sytuację podszedł do niej i pomógł zbierać
dokumenty.
- Nie trzeba, poradzę sobie – powiedziała kobieta, gdy mężczyzna podnosił
pierwszy dokument. Podniosła wzrok i ujrzała jego twarz. ‘Zbyt blisko’
pomyślała. Jego stalowe oczy wyrażały więcej emocji niż on sam. Zastygli w tej
pozie przez dłuższą chwilę. Jego ręka penetrująca podłogę w poszukiwaniu kartek
napotkała jej delikatną dłoń. Opuszkami palców dotykał jej nadgarstków. Był wyjątkowo
nieśmiały. Bał się wykonać jakikolwiek ruch by jej nie spłoszyć. Chemię
istniejącą pomiędzy tym dwojgiem ludzi dało się wyczuć z kilometra, a ciała
obojga marzyły o sobie nawzajem.
- Sprawa Pana Dracona Malfoya – krzykliwy wysoki głos wyrwał ich z letargu.
Niemal nieprzerwanie patrząc sobie w oczy zebrali resztę papierów i ruszyli do
Sali Sądowej.
***
- Hermiona! – krzyknął
Harry Potter widząc dziewczynę przysypiającą na kanapie. Była wyjątkowo
rozczochrana i zaspana. Nakryła się jeszcze bardziej kocem i wymamrotała coś
nie zrozumiale obracając się na drugi bok. – Hermiona, musimy porozmawiać, to
ważne! Muszę Ci coś powiedzieć.
Po chwilach dziewczyna
ziewając siedziała na sofie i poprawiając fryzurę dawała znać chłopakowi, że już
może mówić.
- O co chodzi? Co jest
tak ważnego? – zapytała
- Rozmawiałem z McGonagall
i … – tłumaczył zaciętym tonem.
- … wie coś o horkruksach?
– przerwała i natychmiast ‘otrzeźwiała’
- Nie, chodzi o Malfoya.
– odrzekł Harry
- Wyrzuciła go? Całe życie
na to czekałam! - zaśmiała się.
- Nie. Daj mi do cholery
skończyć! – zdenerwował się – Jego ojciec jak wiesz jest w Azkabanie. Malfoy
miał być śmierciożercą, miał zająć miejsce swojego ojca. Ale nie zabił Dumbledora.
- No i co dalej? – zapytała
zirytowana Hermiona.
- Hermiona, Malfoy odszedł
od Voldemorta. – powiedział w końcu.
- COO? – zdziwiła się.
Hermiona wiedziała, że
z chłopakiem w tym roku dzieje się coś dziwnego. Jednak nie wierzyła, gdy on mówił,
że się zmienił. Nie rozumiała co to znaczy. Poczuła żal, że nie chciała go
wysłuchać. Wiedziała, z czym wiąże się odejście od szeregów Czarnego Pana. Konsekwencją
może być śmierć jego rodziny, jego. Cieszyła się, że Malfoy wybrał lepszą
drogę’, ale czuła, że nad Hogwartem wiszą czarne chmury.
***
Na Sali Sądowej było inaczej niż zwykle. Hermiona miała wrażenie, że
wszystko wokół niej wiruje widziała ruchy warg, słyszała szum, tak jakby
wszystko było w zwolnionym tempie. Mimo późniejszego opanowania wciąż czuła się
nijako. Zadawała pytania oskarżonemu, a co chwila młotek sędziego opadał głośno
na stół, a przez salę przechodziła fala drgań. Wciąż patrzyli sobie w oczy,
jakby to, że właśnie ważą się losy mężczyzny nie miało znaczenia. Oboje byli
bardzo spokojni. Ich twarze z pozoru przybierające postać posągów wyrażały dla
nich mnóstwo emocji. W powietrzu unosiło się pożądanie.
- Kolejna rozprawa 23 września! – poinformował ich sędzia.
Oboje rozumiejąc się bez słów wyszli pewnym krokiem z sądu i podeszli do
ulicy. Mężczyzna ruchem ręki przywabił taksówkę i przepuszczając kobietę
przodem wszedł do niej.
Siedzieli koło siebie co chwilę ukradkiem na siebie zerkając. Jego ręka
nieśmiało powędrowała na jej kolano. Delikatnie pieścił jej udo podwijając
sukienkę coraz bardziej i co jakiś czas ocierając się o jej majtki.
Ta droga wydawała im się trwać wieki, a gdy wysiedli z taksówki i gdy
kobieta otworzyła drzwi mieszkania wparowali tak oboje, a Malfoy rzucił się na
nią i zachłannie pocałował. W jednej chwili niewidzialne napięcie, które tworzyło
się między nimi od momentu tamtego spojrzenia na korytarzu w sądzie, znalazło
ujście, lecz to im nie wystarczyło. Chcieli więcej. Oboje.
Obijając się o ściany zdejmowali z siebie kolejne części garderoby, aż w
końcu dotarli do łóżka. Sąsiedzi mogli cieszyć uszy głośnymi pojękiwaniami
kobiety, oraz odgłosem łóżka obijającego się o ścianę. W tym mieszkaniu nigdy
jeszcze nie było tak głośno.
Bardzo fajne :). Ja kibicuję Draco, ale mam nadzieję, że Ron też znajdzie swoje szczęście.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Eleonora.