UWAGA

Kolejne rozdziały będą pojawiały się codziennie, aż do rozdziału piętnastego. Na tłumaczenie kolejnych rozdziałów będę musiała poczekać, aż opublikuje je oryginalny autor. Zbiegnie się to rownież z moim wyjazdem, zatem na rozdział szesnasty i kolejne pojawią się dopiero w sierpniu. Mam nadzieję, że poczekacie :)


czwartek, 25 czerwca 2015

ROZDZIAŁ IX - OSTATNI


Otworzyła drzwi do mieszkania. Spojrzała w lustro wiszące zaraz przy wejściu. Rozmazany tusz, do połowy starta szminka tworzyły na jej twarzy impresjonistyczną wizję niedoli. Wyglądała koszmarnie. Litry wylanych łez tego dnia, a także paru poprzednich widoczne były na pierwszy rzut oka. Była na lotnisku. Nie zdążyła.

Życie toczyło się dalej. Hermiona coraz częściej wracając do domu po pracy zasiadała z kieliszkiem wina do stołu i samotnie go spożywała, zapijając swój smutek. Z biegiem czasu kieliszek stał się zbyteczny, a cała butelka była opróżniana  w jedną noc. Tak bardzo jej go brakowało.

Wiele razy odtwarzała w myślach tą scenę, kiedy on stoi w jej biurze, z ostatnią, żarzącą się w sercu nadzieją i czeka aż ona powie: ‘Tak, kocham Cię. Tak, wrócę do Ciebie. Tak, jesteś dla mnie najważniejszy’. Słowa te nie zostały jednak wypowiedziane. Mimo, że każde to krótkie zdanie bardzo chciało zostać wykrzyczane.

Coraz częściej dopuszczała do siebie tę myśl, że absurdalna historia ich miłości miała rzeczywiście miejsce. Chodź wyglądało to jak denny scenariusz jakiegoś filmu dla nastolatek. Od nienawiści do miłości. Cholera, jakie to nieoryginalne. Nie możliwe, a jednak takie jej bliskie. Tylko w tych wszystkich głupich opowieściach jest happyend. W tej historii jednak nie nastąpił.

Pewnego wieczoru, kiedy była już po pracy i po trzech lampkach wina do jej drzwi ktoś zapukał. Zachłannie nabrała powietrza wyobrażając sobie jak otwiera drzwi, a za nimi jest on, jej Draco. Tak się nie stało.
- Cześć Harry. – powiedziała nie patrząc przyjacielowi w oczy.
- Co się dzieje? – zapytał szorstko i poważnie.
Hermiona wpuściła młodego Pottera do mieszkania. Wiedziała, że tkwiący głęboko w niej wulkan zaraz wybuchnie. Starała się, by natłok słów chcący wypłynąć z jej ust jak lawa, nie był zbyt gorący.
- Kocham go. – powiedziała nagle. Harry przyjrzał się jej zdziwiony.
- Kogo? – zapytał lękliwie.
- Malfoya. Kocham Malfoya. – odpowiedziała wolno z pustką w oczach, ściskając mocno pięści.
- Ciebie to już kompletnie porąbało. Masz za dużo pracy. Chodź pozbieramy te butelki, tu jest jak w chlewie. Jeszcze trochę to wylądujesz w psychiatryku.
- Nie Harry.  Ja nie zwariowałam. – jej głos zaczął niespokojnie drżeć.
- Chcesz mi powiedzieć, że..
- To zaczęło się jeszcze w szkole. Potem broniłam go w sądzie.
- Hermiona, dobrze wiesz kim jest Draco Malfoy!
- Byłam wtedy taka samotna… – kontynuowała jakby w letargu.
- Zapomniałaś już którą stronę wybrał?! – krzyczał na nią.
- Przypominam Ci, że jakiś czas temu, Ty zapomniałeś o tym, że masz przyjaciółkę. – wrzasnęła.
Pomiędzy nimi nastała cisza. Hermiona zsunęła się na podłogę, opierając o drzwi wejściowe. Hary schował dłoń w głowach, siedząc na krześle i opierając łokcie o kolana.
Po dłuższej chwili mężczyzna podniósł głowę i spojrzał ze zrozumieniem na Hermionę.
- Zostawił Cie? – zapytał w końcu.
- To ja zostawiłam jego. – odpowiedziała po chwili zastanowienia zgodnie z prawdą. – Mieliśmy wyjechać do Nowego Yorku, rzucić wszystko. Zacząć nowe, szczęśliwe życie. W drodze na lotnisko miałam wypadek. On myślał, że go zostawiłam. Nie chciałam wyprowadzać go z błędu.
- Leć do niego. – powiedział Harry.
- Nie mogę. – odpowiedziała szybko.
- Musisz. Dobrze o tym wiesz. Jesteś wrakiem człowieka.
- Harry, nie mam już na to siły.
Harry wyszedł na chwilę do innego pokoju. Rozmawiał z kimś. Po chwili wrócił.
- Za godzinę masz samolot. Pakuj się.

 

 

Obudził go szmer. Ciche skrzypienie podłogi uginającej się pod wpływem niewielkich stópek, które poprzedniej nocy pieścił bez opamiętania. Uchylił powiekę by na nią spojrzeć. Wczoraj wydawała się ładniejsza. Blask jej blond włosów był poprzedniego wieczoru o parę tonów jaśniejszy, uśmiech o wiele bardziej seksowny, a figura… Jedna z tych wychudzonych modelek, które myślały, że przez łóżko coś osiągną. Zupełnie tak, jakby majątek był chorobą weneryczną. Nie potrzebnie się obudził. Teraz czuje niesmak.

Draco czasem czuł, że powinien coś zrobić ze swoim życiem. Teraz miał jednak pieniądze, kobiety. Gdyby nie głupia dziewczyna, która kiedyś zawróciła mu w głowie byłby teraz szczęśliwy. Uczył się jednak żyć z pustką w sercu. Wychodziło mu to coraz lepiej.

Teraz leżał i dalej patrzył na dziewczynę. Wychodząc z mieszkania nie wyglądała na smutną. To też satysfakcja Malfoya była mniejsza. Wolał, gdy cierpiały.

Wciągnął bokserki, poszedł do kuchni, włączył ekspres do kawy i zajrzał do lodówki. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Pewnie głupia dziewczyna czegoś zapomniała.

Słyszała jak zbliża się do drzwi. Zastanawiało ją, czy zamieszkał tu, gdzie mieli mieszkać razem. Luksusowe osiedle. Tak bardzo upierał się, by mieszkali właśnie tu. Teraz zrozumiała wyjątkowość tego miejsca.  

 Zdecydowane naciśnięcie na klamkę. Świst powietrza otwierających się drzwi. I oto w drzwiach ukazał się jej on. Draco, którego tak kochała.

Patrzyła mu prosto w oczy i czuła jak zachłannie wciąga powietrze do ust. Lekko mrużył oczy. Po chwili nerwowo układach usta, chcąc coś powiedzieć, jednak nie wydał z siebie żadnego odgłosu. Coś w klatce zakuło go ostro, w jednej sekundzie zrobiło mu się niedobrze.

Hermiona trzęsła się nerwowo. Nie tak wyobrażała sobie tę scenę. Miał się na nią rzucić, paść jej do stóp i dziękować za szanse. Co ona sobie myślała?

- Czego chcesz? – zapytał chłodno, szybko odwracając od niej wzrok.

- Nie wiem. – wyszeptała – Nie mo… Nie mogę bez Ciebie żyć.

- Co Ty sobie wyobrażasz? – naskoczył na nią nagle. Zrobił krok do przodu, wychodząc na korytarz. Chwycił mocno za przedramiona i przycisnął do ściany. Jego oczy zaszkliły się znacznie. – Teraz nagle nie możesz beze mnie żyć?

- Teraz to wiem. – złapała na chwilę jego wzrok.

-Trochę za późno. – puścił ją. Nadal stał jednak bardzo blisko. – Za bardzo mnie zraniłaś.

Po tych słowach Malfoy odwrócił się plecami do kobiety. Oparł ręce o biodra. Hermiona wciąż się trzęsła. Targały nią emocje, których nigdy wcześniej nie doświadczyła.

- Myślisz, że Ty nie zraniłeś mnie? – naskoczyła nagle. – Myślisz, że jak się czułam leżąc tam sama?

- Przecież Cię przeprosiłem. – wypluł przez zaciśnięte mocno zęby. Miała racje. Nie mógł jej jednak przyznać.

- I uważasz, że to wystarcza? Że pewnego dnia potrąci mnie samochód, a twoja cholerna, męska duma nie pozwoli Ci nawet zadzwonić, by zapytać co się stało. Ja będę leżała przez pół roku w szpitalu, potem wrócę do domu i powiem: „Cześć kochanie. Miałam wypadek. Nie, nie martw się, miałam tylko dwadzieścia złamań. Chodź, ugotuję Ci obiad.” Tego ode mnie oczekujesz? – krzyczała przez łzy.

- Przykro mi, że za takiego mnie uważasz. – wyszeptał spuszczając wzrok.

- Przykro Ci? Tyle masz mi do powiedzenia? – zdenerwowała się.

- A ty? Przyjechałaś tu po coś więcej, niż obwinianie mnie o wszystko? –krzyknął i odwrócił się do niej przodem.

- Tak. – powiedziała spokojnie. – Przyjechałam tu, żeby powiedzieć Ci, jak bardzo Cię kocham.

Draco zastygł w bezruchu. Hermiona spuściła wzrok, pozbierała z ziemi torebkę, którą  upuściła podczas jednego z wybuchów emocji i odwróciła się by odejść. Uszła kawałek, gdy usłyszała szybkie kroki za sobą.

- Zaczekaj – powiedział spokojnie. Hermiona przystanęła. Zaszedł jej drogę, chwycił jej twarz w dłonie.

- Chyba nie mam już na co czekać. – powiedziała zrezygnowana.

- Mylisz się. Kocham Cie. Nawet nie wiesz ile kosztuje mnie to wyznanie. Starałem się o Tobie zapomnieć, ale nie potrafię. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że żyje normalnie, pojawiasz się gdzieś na mojej drodze. Szlag by Cie, Granger!
I wtedy ją pocałował.

Później zaczęło się jakoś układać. Przeprowadziła się do Nowego Yorku, otworzyła tam swoją kancelarię. Dużo pracowała. On też. Wieczorami kładli się razem do łóżka, przytulali. Czasem nawet nie odzywali się do siebie. Rano robił jej śniadanie i wychodził do pracy.

Mimo, że ich życiem kierowała powtarzalność, byli bardzo szczęśliwi. Nigdy wcześniej nie mieli kogoś, kto czekałby na nich wieczorem w domu. Nigdy nie byli już samotni.

Zestarzeli się razem. Tak bardzo zwyczajnie. 

 

 

2 komentarze:

  1. Niesamowicie piękne i wzruszające! Wpadaj do nas!
    Eleonora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń