UWAGA

Kolejne rozdziały będą pojawiały się codziennie, aż do rozdziału piętnastego. Na tłumaczenie kolejnych rozdziałów będę musiała poczekać, aż opublikuje je oryginalny autor. Zbiegnie się to rownież z moim wyjazdem, zatem na rozdział szesnasty i kolejne pojawią się dopiero w sierpniu. Mam nadzieję, że poczekacie :)


czwartek, 25 czerwca 2015

ROZDZIAŁ VII


Hermiona od czasu TEJ rozmowy z Malfoyem bardzo się zmieniła. Na jej twarzy zaczynała pomału malować się od dawna oczekiwana rzecz. Albowiem kobieta przestawała myśleć o przeszłości. Jej myśli coraz częściej krążyły wokół przyszłości. I tak absurdalna sprawa, jak życie z Draconem Malfoyem stawała się dla niej coraz mniej odległa. Nie wyobrażała sobie do końca tego, jak ma to wyglądać, jednak poczuła chęć zmiany. Potrzebna była jej ta nutka szaleństwa. Czasem zastanawiała się czy mówił poważnie, czy to przemyślał. Jednak znała jego stan emocjonalny i wiedziała, że naprawdę tego chciał. Mimo, że być może była to najbardziej idiotyczna rzecz, o której mógł pomyśleć.

Harremu i Ginny powiedziała w końcu, że się wyprowadza. Pominęła rzecz jasna mały fragment prawdy, o tym, że ucieka z Malfoyem. Nie spodziewała się co prawda, że jej dawni niegdyś najlepsi przyjaciele będą płakać i prosić ją, żeby została, bo w innym przypadku umrą z tęsknoty, ale zbiła ją z tropu żarząca się w ich oczach radość na wieść o jej wyjeździe. Powiedzieli owszem, że będą tęsknić, i że ma pisać listy, ale stwierdzili zgodnie, że dobrze jej to zrobi. Hermiona jednak w głębi czuła, że tak naprawdę pozbywają się oni zbędnego balastu z przeszłości, nie przerwanie przypominającego im o złych czasach.  

Do czasu umówionego dnia wyjazdu, Hermiona i Draco spotykali się prawie codziennie. O dziwo, czas wspólnie spędzany nie był pożytkowany tylko i wyłącznie w łóżku. Dużo rozmawiali, o przyszłości, przeszłości, a nawet o tym, co czują w obecnej chwili.

- Myślisz, że to się uda? – zapytała któregoś dnia Hermiona siadając przy blacie kuchennym w prawie pustym już mieszkaniu  Dracona, podczas, gdy ten zaparzał jej kawę.
- Co masz na myśli, hm? – zapytał
- Przyszłość. Nasza przyszłość. – zagaiła tajemniczo.
- Ja gówno wiem o związkach. Ty również. Chyba gorzej być nie może? –zażartował, bagatelizując
- Czyli… uważasz, że jesteśmy parą? – zająkała się
- Myślałem, że tego właśnie chcesz, godząc się na tę szaloną ucieczkę? – uniósł lekko brwi.
- Zupełnie siebie nie rozumiem, ale… chcę tego. Naprawdę. Zastanawiam się tylko, czy Ty będziesz potrafił zrezygnować z dotychczasowego życia.
- Z ogromną chęcią to zrobię. W Hogwarcie, owszem, żyło mi się dobrze. Potem już nie. Czuje, że dzięki Tobie, znowu wrócę do żywych. – uśmiechnął się lekko i pocałował dziewczynę w czoło.
- Nie pozabijamy się żyjąc ze sobą? – zapytała nieśmiało.
- Jakbyś nie zauważyła, od kilku miesięcy każdą noc spędzamy ze sobą. To chyba wystarczający staż, żeby twierdzić, że dzielenie razem szafy nie zrobi nam specjalnie różnicy. – pocałował dziewczynę jeszcze raz, dopił kawę i ruszył w stronę garderoby, by się ubrać, jako, że do tej pory miał na sobie tylko i wyłącznie czarne bokserki.
- Czujesz coś do mnie? – zapytała kobieta, w momencie, gdy Draco nacisnął na klamkę. Ten przystanął na chwilę, nie odwracając się. Hermiona od razu poczuła, że nie powinna o to pytać. – Nie ważne, zapomnij. To głupie pytanie.
Draco odwrócił się i podszedł wolnym krokiem do kobiety, stanął blisko i chwytając ją za ramiona powiedział:
- To jest ważne. Gdybym nic do Ciebie nie czuł, nasza znajomość nigdy nie zabrnęła by tak daleko. Proponuje Ci wspólne mieszkanie. Jak możesz myśleć, że mógłbym do Ciebie nic nie czuć?
- Po prostu nigdy nie usłyszałam od Ciebie nic poza ewentualnych komplementów na temat mojego wyglądu i tego, że mnie „lubisz”.
- Taki już jestem, przecież mnie znasz. Nie jestem typem faceta, który po udanym seksie będzie mówił swojej kochance, że kocha ją nad życie. Nie jestem też pewien moich uczuć do Ciebie i nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie Ci je wyznać. Wiem, ze jesteś dla mnie bardzo ważna i nie potrafię bez Ciebie żyć. Nigdy nikogo nie kochałem, ani nikt nie kochał mnie… Zrozum, muszę do tego dorosnąć. Dasz mi na to czas?
- Ile tylko będziesz potrzebował – powiedziała i pocałowała go.

*

W dniu wyjazdu Hermiona miała już załatwione wszystkie sprawy. Dwie godziny przed odlotem samolotu siedziała w taksówce i wskazywała kierowcy kierunek jazdy. Mimo mnóstwa wątpliwości, które zdecydowanie targały jej głową, była szczęśliwa i wiedziała, że robi dobrze.

*

O 17.30 planowany był lot do Nowego Jorku. Była 17.20. Draco stał sam na lotnisku i czekał na swoją kobietę. Bez skutku. Czekał już dwie godziny. Cały poranny zapał zgasł. Teraz wiedział na czym stoi.
- Wystawiła mnie, suka. – wypluł, wściekły – Mogłem przewidzieć, że tak to się skończy!
Postanowił, że i wyjedzie. W rozsypce, z nią czy bez i tak ułoży sobie życie na nowo.

 

***

 

Otworzyła oczy. Ukazał jej się widok nieskazitelnego błękitu. Słońce raziło ją dość mocno, jednak po paru mrugnięciach przyzwyczaiła się. Była odprężona. Nic nie słyszała. Błoga cisza wydawała jej się tak oczywista, jak to, że owym nieskazitelnym błękitem jest niebo. Patrzyła na niedługo, myśląc, że jest gdzieś na łące, może na takiej samej, na której w dzieciństwie wylegiwała się z tatą.

Więc wciąż jest dzieckiem?
A może to błonia Hogwartu?

Huk. Czerń, a potem jasność, zbyt rażąca, by utrzymać powieki otwarte. Twarz jakiegoś mężczyzny, nieme krzyki. A potem już tylko zewsząd przeszywający ból i sen…

 

Hermiona z trudem wybudzała umysł, słysząc wszystko tak, jak słyszy się pod wodą. Mgliste pikanie, trochę jak uderzenia zegara, jednak dużo cieńsze i bardziej uporczywe. Wciągnęła nosem powietrze i nie poczuła Jego. Tego, obok którego powinna się dziś obudzić.
Może przyrządza jej właśnie kawę? Nie, tego zapachu też nie czuje.

Kobieta nagle uświadomiła sobie, że czuje zapach szpitala. Otworzyła oczy i wciągnęła głęboko powietrze.
- OBUDZIŁA SIĘ! – usłyszała gdzieś z oddali. Po chwili dobiegł do niej mężczyzna w białym fartuchu i poświecił jej latarką w oczy. Znała to światło. Parę minut też ją oślepiało. Skrzywiła się.

*
Malfoy siedział w swoim gabinecie. Odkąd został porzucony przysiągł sobie nigdy już nic nie poczuć. Mimo upływającego czasu nie zbliżył się jeszcze do żadnej kobiety. Chodził do barów, upijał się, podrywał blondynki. Brunetki za bardzo przypominałyby mu ją.

W Nowym Jorku zajął się prowadzeniem firmy deweloperskiej. Oczywiście nie mugolskiej, przecież nazywa się Malfoy. Przedstawiał czarodziejom domy, udoskonalone zaklęciami, przystosowane do magii.

W domu urządził tylko biuro, podświadomie wciąż pragnął z nią umeblować dom, mimo, że przysiągł sobie już nigdy na nią nie spojrzeć. Nie interesowało go co się z nią stało. Był pewien, że znalazła sobie już jakiegoś chłopca do pieprzenia. Przecież, jak się okazało on był dla niej TYLKO nim.

 *
Lekarz spojrzał na nią i widząc jej minę od razu ją poinformował:
- Jest Pani w szpitalu.
- To zdążyłam już zauważyć – wychrypiała ciężko. – Co mi się stało?
- Miała pani wypadek. W taksówkę, którą pani jechała, uderzyła ciężarówka. Cudem Pani ocalała. – opowiadał powoli lekarz. Kobieta rozejrzała się powoli po pokoju w którym była, tak jakby czegoś szukała. – Nikt z Pani rodziny się nie pojawił. Powinniśmy kog oś powiadomić?
- Tak, ja miałam wczoraj… – jąkała się.
- Panno Granger, wypadek, którego stała się Pani ofiarą był 4 miesiące temu. Przez ten czas była Pani w śpiączce. Nie wiedzieliśmy kogo mamy poinformować, nie udało nam się dotrzeć do Pani rodziny.

To był szok. 4 miesiące? To nie możliwe.
Kobieta zamarła, jej mina nie wykazywała żadnych uczuć. Nigdy wcześniej nieczuła się aż tak samotna.

 

 

2 miesiące później.

- Zostaw, przecież nie powinnaś dźwigać! – wydarła się Ginny biegnąć do przyjaciółki i wyrywając jej z rąk sporej wielkości pudło.
- Ginny, daj spokój, ile można się oszczędzać! – warknęła Hermiona. Irytowało ją już to, że jej przyjaciele w kółko śledzą każdy jej ruch, uważając ją za kalekę.

A może tak naprawdę jej się to podobało? Po Hogwacie czuła, że straciła przyjaciół. Teraz jest inaczej. To oni się nią zaopiekowali, a nie ten dupek, którego przez pewien okres swojego życia uważała za cały swój świat. Powoli zaczęła ignorować myśl, że robią to z czystej litości. Na początku owszem, tak właśnie to wyglądało. Przychodzili do szpitala, pytali się o zdrowie, proponowali pomoc. Nagle zaczęło ich interesować co się z nią dzieje. Później jednak nie przestali się o nią troszczyć. Dawni przyjaciele wrócili. Jej życie, dzięki feralnemu wypadkowi wróciło do dawnego, bardzo dawnego porządku. Zdała sobie sprawę jak ogromnym błędem był Dracon Malfoy. Co ona sobie wyobrażała?

Przed nieudaną co prawda przeprowadzką Hermiona sprzedała mieszkanie. Po długim pobycie w szpitalu postanowiła, że kupi nowe. Właśnie się do niego wprowadzała.
Było mniej więcej wielkości poprzedniego, ale w gorszej dzielnicy. Zrezygnowała przecież z pracy, a mimo, że była adwokatem, nie miała pewności szybkiego znalezienia nowej.

- Kurwa, nie mam nawet pościeli. – załamała ręce Hermiona – Po jaką cholerę wysyłałam wszystko do Nowego Jorku?
- Młoda damo, co to za słownictwo? – zachichotała Ginny. – Nie możesz po prostu polecieć tam i wziąć te rzeczy?
- Gin, mówiłam Ci już setki razy, że to wykluczone! – oburzyła się.
- Nie wyjeżdżałaś tam sama, prawda? – zapytała cicho Ginevra w po chwili ciszy. Hermionie przez całe ciało przeszedł dreszcz. Te cholerne wspomnienia wracały z taką łatwością.
- Nie wracajmy do tego. Chodź, pojedziemy do centrum, mam jeszcze jakieś oszczędności. Potrzebuję paru rzeczy.
- Hermiona, przepraszam, ale nie mogę teraz. Harry zaraz musi wyjść do pracy, a ja musze zająć się małym. Może jutro tam pójdziemy?
- Daj spokój, pojadę tam sama. – odpowiedziała i  przytuliła przyjaciółkę na pożegnanie.

Po parunastu minutach była w sklepie meblarskim i wybierała dodatki do nowego mieszkania. Podczas, gdy przemierzała regały poszukując jak najtańszej pościeli, ktoś ją zaczepił.
- Hermiona Granger? – zapytała niska blondynka.
- Tak.. A pani to.. – zaczęła niepewnie.
- Amanda, nie pamiętasz mnie? – uśmiechnęła się szeroko odsłaniać tym samym idealne, białe zęby.
- Dziewczyna Blaisa? – Hermiona patrzyła na nią z niedowierzaniem. Poznały się w barze, dzień przed tym, jak Draco zaproponował jej wyjazd.
- Teraz już narzeczona! – zapiszczała dziewczyna pokazując jej pierścionek. – Zakupy?
- Właściwie już po – uśmiechnęła się.
- No to zapraszam na kawę! Gdzieś tu powinien być Blaise!
- Wiesz, nie obraź się, ale nie mam za bardzo czasu, właśnie wykańczam nowe mieszkanie i….
- Oj tam, 20 minut przecież Cię nie zbawi! – przerwała jej podekscytowana.

Po pięciu minutach były już w kawiarni. Hermiona opowiadała jej o swoim mieszkaniu, o tym męczy ją wybieranie tych wszystkich dodatków i jak bardzo dużo pieniędzy i czasu to pochłania. Nagle do kawiarni wszedł Blaise:
- Kochanie, nie mogłem szybciej, jakiś idiota w spożywcza…  GRANGER? –zaskoczony wydarł się na cała kawiarnię. Od razu przytulił dziewczynę, co wywołało u niej nie mały szok. – Wciąż spotykasz się z moim przyjacielem?
- Nie, to już przeszłość – zmieszała się.
- No cóż, stary Malfoy nigdy się nie zmieni. Kiedy ostatni raz do niego dzwoniłem, mówił, że jest w NY. – zamyślił się – Parę tygodni temu szukaliśmy twojej kancelarii, okazało się, że już w niej nie pracujesz. Mieszkasz w innym mieście? – zapytał.
- Przez jakiś czas byłam powiedzmy… poza miastem. Teraz wróciłam do żywych. Jakbyście potrzebowali jakiś usług adwokata to polecam się na przyszłość. A teraz wybaczcie, ale musze załatwić jeszcze parę spraw. – wstała od stolika odsuwając krzesło.
- Poczekaj, mamy właściwie do Ciebie sprawę – zagaił mężczyzna – W niedzielę się pobieramy, szukaliśmy Cię wcześniej, ale jak już wspominałem – zniknęłaś. Przyjdziesz na nasz ślub?
- Słucham? – kobieta nie widziała co powiedzieć. – To znaczy, bardzo chętnie, ale…
- Wspaniale! Podeślemy Ci sowę z dokładną godziną i adresem! – ucieszyła się Amanda.

Hermiona wyszła z kawiarni z zaskoczoną miną. Nie rozumiała tego co właśnie się stało. Najlepsi przyjaciele jej byłego faceta właśnie zaprosili ją na swój ślub. Po spotkaniu w barze widzieli się jeszcze parę razy, zjedli razem parę kolacji, ale Hermiona nie uważała się za ich przyjaciółkę. Czy to była forma litości nad kolejną ofiarą Malfoya?

Hermiona stała przed małym, acz uroczym domkiem. Miła okolica, biały płotek, czerwona dachówka – to wszystko sprawiało, że panowała tu rodzinna atmosfera. Kiedyś czułaby się nieswojo, jednak w perspektywie wydarzeń z ostatnich miesięcy wiele się zmieniło. Coraz częściej widziała się w roli żony, matki. Nie żałowała tego, że zostawiła Rona. Chodź od tego faktycznie wszystko się zaczęło. Czasem, by uświadomić sobie pewne rzeczy, cały świat musi wywrócić się do góry nogami.

Kobieta zapukała do drzwi domu, jednak nikt jej nie otwierał. Po chwili jednak usłyszała szmer, jakby ktoś biegł do drzwi, potykając się o różne przedmioty.
- Hermiona, cześć! – powitał ją przyjaciel z dzieckiem na rękach. Mały Hugo miał już 8 miesięcy i zaczynał sprawiać wiele kłopotów swoim rodzicom. Trudno było za nim nadążyć.
- Witaj Harry, stęskniłam się. – przytuliła mężczyznę i wzięła rozradowanego Hugo ma ręce. – Jest Ginny? Bo ja właściwie do niej…
- No tak, mogłem się spodziewać, że o mnie to już zapomniałaś! – Harry zrobił ‘oburzoną’ minkę, co wielce rozśmieszyło kobietę.
- Będziesz się obrażał, czy zaparzysz herbatę? – uśmiechnęła się szeroko.

Harry pokręcił jeszcze głową i zniknął w kuchni. Jego syn był bardzo podobny do swojego ojca. Te same oczy, usta. Hermiona włożyła go do kojca i usadowiła się na kanapie.

- Powiesz mi co to za sprawa, czy to jakaś babska tajemnica?– rzekł Harry niosąc kubki z herbatą.
- Żadna tajemnica, po prostu chciałam pożyczyć sukienkę od Ginny. – spuściła wzrok. Wciąż wstydziła się mówić o swoich potrzebach. Zawsze niezależna, a teraz bez środków do życia.
- Randka? – puścił oczko Harry. Hermiona roześmiała się.
- Jasne Harry, mam tylu adoratorów, że wciąż nie mogę się zdecydować którego poślubię. – zażartowała – Ślub. Zostałam zaproszona.
- Czyj? Nie słyszałem, by ktoś z naszych znajomych się żenił. – zaciekawił się mężczyzna.
- Blaise’a, tego ślizgona. Natknęłam się na niego na zjeździe, bardzo się zmienił. Zaprosił mnie, głupio mi odmówić. – zmieszała się.
- Blaise się żeni? Faktycznie się zmienił, słyszałem, że pracuje w Św. Mungo. Ale nie spodziewałem się, że jest taka, która zaciągnie go do ołtarza. W końcu przyjaciel Malfoya. – na ostatnie słowo Hermionę przeszył dreszcz. Starała się jednak opanować.
- Ona ma na imię Amanda, jest piękna, gdybym była facetem, sama bym się jej oświadczyła. – Harry zaczął krztusić się napojem:
- Amanda Larousse? – zapytał
- Tak, znasz ją? – zaniepokoiła się Hermiona.
- Słyszałem o niej różne plotki. Ale może ludzie się zmieniają… – zamyślił się.
- Co masz na myśli? – dociekała Hermiona.
- Jest pielęgniarką, a wozi się w autach, na które nie stać nawet aurorów. Słyszałem kiedyś pogłoski, że lubi bogatych facetów. Nie sądziłem, że Blaise da się na to nabrać. No, ale jak już mówiłem, ludzie czasem się zmieniają. – te słowa zszokowały Hermionę. Nigdy nie spodziewałaby się, że tak sympatyczna dziewczyna mogłaby być tak przebiegła.
- Zabini nie jest głupi, wie co robi. – odrzekła po chwili.
- Zapewne.
Pare minut później wróciła Ginny i zabrała Hermionę do garderoby, by wybrać dla niej sukienkę. Hermiona musiała opowiedzieć przyjaciółce o ślubie. Ruda ekscytowała się bardziej niż sama zaproszona. W końcu wybrały odpowiednią sukienkę i Hermiona wracała do domu, by przeszukiwać gazety z ogłoszeniami z pracą.

 

1 komentarz:

  1. Super, czytam to opowiadanie już drugi raz a nadal nie mogę się oderwać! Odkomentowuję Ci wpisy tak jak obiecałam na blogu naszym, Córek Merlina, 1 komentarz u nas=2 u Ciebie. Wpadnij, jest kolejna część miniaturki, pozdrawiam, zachwycam się całkowicie!
    Eleonora.

    OdpowiedzUsuń